Strony

wtorek, 17 września 2013

Wszystko z proszku.

Nie jestem ekolożką, nie kupuję raczej w eko-sklepach, bio warzywa też kupuję rzadko. No chyba, że mi coś skapnie, mama mi podrzuci jaja od znajomej, która hoduje kury na wsi, albo zerwę sobie owoce warzywa z działki. Ale jest coś czego nie akceptuję i nie lubię a mianowicie jest to jedzenie z proszku/słoika/puszki. Okazało się, że mój organizm jest mądrzejszy i działa bardziej intuicyjnie niż ja sama i odrzucił już kilka(naście) produktów, które mi ewidentnie szkodzą.
Dobrze, że teraz taki wybór, że jest internet i można sobie wszystko wyczytać i sprawdzić. Staram się nie przeginać w żadną stronę, bo wiem, że obecnie nie da się żyć zdrowo stuprocentowo ( no chyba, że ktoś zostanie pustelnikiem i wyjedzie w dzicz i będzie sobie hodował warzywa, owoce i zwierzęta, no ale to raczej opcja z której nie skorzystam), ale skoro mam jakąś szansę na wybór to właśnie będę wybierać.
I co wybieram? A raczej co odrzucam? Wszelkie jedzenie puszkowane. Żadnych konserw ani pasztetów z foremki, minimalna bardzo ilość wieprzowiny (ew. karkówka z grilla raz do roku, jakieś mielone dosłownie kilka), nie kupuję też w sumie praktycznie wędliny (po tym jak wielokrotnie kupując 'szynkę' otrzymywałam masę ślimakową do lodówki, oj fuj !), soków tez nie piję, u mnie rządzi woda niegazowana.No i doczekam zmierzam? A no, że już wielokrotnie widziałam wielkie oczy, po co marnować czas i gotować dla jednej osoby jakąś zupę, po co robić pierogi, krokiety, wszystko. Przecież wystarczy iść do garmażerki, kupić kilo w smaku wybranym, albo zrobić zupkę z proszku. Jaki dobry ten barszczyk czerwony! Albo pomidorowa z kartonu i tak szybko się gotuje! Bo po co stać przy garach. A już nie mówiąc o konfiturach... Śliwki 3 dni gotować? No ale po co? W każdym sklepie milion smaków konfiturowych do wszystkiego! Albo po co piec babeczki samemu? Przecież to tyle roboty! Całe 10 minut ! Te sklepowe takie ładne! I krem mają gratis! Różowy, niebieski, no takie cuda.. Nawet czasem dają lukier albo i takie małe kuleczki... Obiad? Nic prostszego. Przepis na... pomysł... na obiad... z proszku, no a jakże. Po co kupować zioła, pieprz, ogólnie przyprawy, jak przecież w jednym proszku mam zmieszany majeranek z rozmarynem i emulgatorem ale co tam, szybciej będzie:) Ja też kiedyś myślałam, że to faktycznie prościej, szybciej, no ale już nie idę na łatwiznę.
Po co dodawać owoce do jogurtu naturalnego? Lepiej kupić ten słodki z kawałkami świeżych owoców bez cukru (no tak aspartam, samo zdrowie). I tak dalej i dalej, możnaby wymieniać. Ja jednak wolę postawić na swoim, postać przy garach, nawet jeśli dla kogoś wygląda to na uwięzienie. Mam wybór. Zdaję sobie sprawę, że świata nie zbawię, chemii z jedzenia nie wyeliminuję, ale jeśli mogę połykać pół tablicy Mendelejewa za jednym razem a nie całość-to już jest coś.

ps. oj długo mnie tu nie było:) aż dziw, że pajęczyna nie zakrywa mi ekranu;-)
ps.u mnie na blogu zapanowała już całkowita jesień;-))

7 komentarzy:

  1. Nawet jakby się pajęczyna pojawiła to raz dwa idzie się jej pozbyć;pp. Co do jedzie zupek w proszku to nie przepadam, jadam jedynie na pielgrzymce gdyż tam nie ma jak ugotować domowej zupki;d. Co do ciasta czy babeczek wolę upiec niż kupne. Pozdrowionka:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Madzia, pamiętam jak ja byłam na pielgrzymce z koleżanką, a było to dość dawno temu.. Smak pasztetu jedzonego dzień w dzień przed 9 dni czuję do dzisiaj w ustach:PP do tej pory jak się spotykamy, to obowiązkowo 'częstujemy' pasztetem:P Wiadomo, że są takie sytuacje,gdzie proszek ratuje życie, ale mi raczej chodzi o takie budowanie menu na potrawach instant, a uwierz mi, znam takich ludzi co w szafkach mają pomysł na... każdy dzień tygodnia:P Przecież po co kupić pieczarki i zrobić sobie sos do makaronu jak z proszku raz dwa się ugotuje i już;) również pozdrawiam:*

      Usuń
  2. Po pierwsze fajnie, że znów jesteś ;)po drugie mam takie samo podejście jak Ty, gdybym miała jeszcze więcej czasu sama bym z chęcią piekła chleb i robiła przetwory, na ten moment bazuje na tych maminych, do wędlin mam uraz a pasztet robię sama z soczewicy z pieczarkami, pycha;) pozdrowionka!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję! to miłe;))) no ja też nie stoję przy garze zupełnie codziennie, bo i fakt, gotować mi się codziennie nie chce, ale proszkom mówię nie;)! no ja też bym chleb piekła, ale dla samej siebie to mi się nie chce zwyczajnie.. może kiedyś:) ja też popełniam żywieniowe grzechy ale staram się bardzo żebym się szybciej nie zamieniła w proch-dosłownie, więc jedzeniu z puszki, słoików( no chyba że od mamy;)) ) i kartonów mówię nie:)! buziaki!

      Usuń
  3. Hej. Gdzie byłaś dobra Kobieto??? Fajnie, ze jestes...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu i tu i wszędzie;-) ale już jestem..chwilowo na l4 ale zawsze;) to miłe, buziaki!

      Usuń
  4. Witam... poraz pierwszy...
    U mnie ta świadomośc przyszła z czasem...jak pomyślę gdy za "panny" mogłam codziennie pić zupkę z papierka, to wręcz sama nie wierzę...
    Dziś zdarzy mi się iść na latwiznę..nie powiem...czasu brak na stanie przy garach dzień w dzień i wtedy daje przyzwolenie na tzw. "pierogi z mięsem"..."pomidory z puszki"...za to w weekend to staram się zawsze coś ugotować...by potem na kolejne 2 dni coś skapnęło, dlatego najczęściej gotuje duży gar zupy...zawsze z tego wykombinuje jakieś potrwawy na następne dni :-)..pzdr Gosia

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za komentarze - jest mi bardzo miło że masz ochotę podzielić się ze mną swoim punktem widzenia! ;-)

obserwują..