Strony

piątek, 8 marca 2013

ryzyko

Dzisiaj taki post mi przyszedł na myśl.
Temat zajmuje pierwsze akapity portali i jedynki gazet. Ryzyko.. to słowo pada często opisując wyprawę polskich himalaistów. Weszli we czwórkę, zeszło ich dwóch.
Chcieli się zapisać na kartach historii - i zapisali się, automatycznie kierując swoje nazwiska na listę ofiar, które pochłonęły bezlitosne góry.
Ryzyko.. wiadomo jest zawsze. Dotyka nas w każdej sekundzie życia. Wiecie ile wypadków zdarza się w domu? Można spaść z drabiny i połamać kręgosłup wieszając firanki. Można upuścić suszarkę do wanny pełnej wody i umrzeć. Można spalić twarz podpalając papierosa od kuchenki gazowej.
Można.. Ale to jakiś procent, ułamek, zbieg okoliczności.
Ktoś powie - ryzykujesz, wchodząc do samochodu. Każda podróż może być ostatnia, niekoniecznie z twojej winy. Ok, racja. Ale skoro życie i zdrowie ma bezcenną wartość to naprawdę warto postawić je na szali, żeby poczuć pulsująca w żyłach adrenalinę? Poczuć to spełnienie, to chwilę, kiedy duma z własnego osiągnięcia wypełnia Cię do szpiku kości?
Może warto... Nie wiem..
Kiedy miałam 18 lat marzyłam o motorze. Nie jakiejś tam motorynce, skuterze i tym podobnym. Chciałam mieć ścigacza. Zaraził mnie tą pasją kolega. Gadaliśmy o tym godzinami. Znałam się na różnych szmerach-bajerach, smarach, kaskach i całej otoczce. Moi rodzice byli nieugięci. Nie chcieli się zgodzić chociażby na przejażdżkę. Ale po kryjomu i tak to robiłam.. Czułam ten przysłowiowy wiatr we włosach i czułam, że jestem ponad, że wiem, co mnie uszczęśliwia i to jest cudowne. Było przez moment. Pamiętam jak któregoś wieczoru moja mama powiedziała, że nigdy nie darowałaby sobie, że zginęłabym na tym motorze przez nią. Że jeśli dałaby mi pieniądze na prawo kat. A, potem motor, jej serce zawsze biłoby w szybkim tempie, kiedykolwiek zniknęłabym jej z oczu razem z maszyną. Czułam w jej głosie taki strach, że zrezygnowałam. Uświadomiłam sobie, jak wielki ból sprawiałoby to, co dla mnie jest przyjemnością, bo tak się złożyło, że wspomniany chłopak zginął kilka dni po tej rozmowie...

Czy dla ci himalaiści są bohaterami? Nie wiem. Nie mnie to oceniać. Z jednej strony każdą, kto ma jakąkolwiek pasję zrozumie to co dla nich znaczą góry.. Z drugiej..
Parę lat temu czytałam w Twoim Stylu wywiad z żoną himalaisty. Byłą żoną. Wdową i matką 2 małych chłopców. I chociaż jej współczułam, poczułam też wściekłość na jej męża. Tak, wściekłam się na człowieka, którego nigdy nie znalam. Nie wiedzialam o jego istnieniu. Patrzyłam na zdjęcie jego żony i tych chłopców i zastanowiłam się ile ich w życiu pięknych momentów ominie,bo ich ojciec kochał góry. Bo postanowił zaryzykować. Bo miał pasję dla której poświęcił życie.
Czy dla mnie był bohaterem ? Nie.
Znam inną definicję bohaterstwa.. Czy oni giną w szczytnych celach?
Giną zaspokajając egoistyczną potrzebę. Potrzebę zdobywania, udowadniania.
Jeśli nie mają rodziny : rodziców, rodzeństwa, żony, dzieci... Ale jeśli ginąc zostawiają pogrążonych w bólu bliskich..
Tak, każdy z nas ryzykuje.. Ale ta wyprawa w wysokie góry to nie jest spacer po parku.
Zawsze wiąże się z ryzykiem. Są dwie opcje, każda z nich równie prawdopodobna... Wiem, że mamy życie tylko jedno i trzeba żyć tak, żeby kiedy już zamkną się oczy, pod opadającą powieką zobaczyć dobry film... I może dlatego, że sama nigdy nie osiągnęłam szczytu świata ani nie zdobyłam korony ziemi nie potrafię tego zrozumieć.

1 komentarz:

  1. Zgadzam sie w 100%. Właśnie o tym wczoraj dyskutowalam z koleżanka. Współczuje rodzinom himalaistow... Nie rozumiem takiego narażenia zycia...co innego jesli jest sie samotnym człowiekiem..ale jesli jest rodzina, to jest dla kogo żyć i wówczas trzeba byc odpowiedzialnym za siebie dla kogoś...
    Buziaki:-*

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za komentarze - jest mi bardzo miło że masz ochotę podzielić się ze mną swoim punktem widzenia! ;-)

obserwują..